Zbędne polemiki tematu „jak woda”
Przez ostatnich kilka lat, kiedy zaczyna się okres lata, podwyższonych temperatur powietrza, okres urlopowy, w mediach i prasie sypią się „jak z rękawa” informacje dla konsumentów jakie wody powinno się pić butelkowane czy kranowe. Jest ich tak ogromna ilość, że konsument przestaje już tego słuchać a artykuły o tej tematyce omija. Nie dlatego, żeby nie był żądny wiedzy, ale polemiki są artykułowane w nadmiarze, więc niczemu nie służą. Temat szeroki jest jak woda, powraca jak bumerang, teoretycznie nie zrobi nikomu krzywdy a tworzyć można niezliczoną ilość artykułów, co wypełnia szpalty prasowe, tylko że nikomu to nie służy, bo rzeczywistość i tak wszystko skoryguje. Nie tylko w mediach, ale również w rzeczywistości instytucjonalnej powstały dwa zwalczające się ugrupowania promujące: picie wody butelkowanej i promujące picie wody kranowej. Tak naprawdę zaczęło się to od akcji propagującej picie wody z kranu zorganizowanej przez panów Michała Kożurno i Szymana Bonieckiego, którzy przed trzema laty zainaugurowali kampanię „Piję wodę z kranu”. Szybko podchwyciły to Zakłady Wodociągowe i zaczęło się promowanie wód kranowych jako tych najlepszych do picia dla wszystkich. Inicjatorzy kolejnej akcji zachęcającej do picia wody z kranu wymyślili sobie kampanię pt.”Zawodniacy”, którą zgłosili do konkursu na programy zdrowotne i otrzymali patronat Ministerstwa Zdrowia oraz dofinansowanie na jej realizację. Koordynatorem akcji jest dr Łukasz Balwicki, z Polskiego Towarzystwa Programów Zdrowotnych, który promuje picie wody z kranu przez dzieci, zamiast słodzonych napojów. Wydawało się słuszne, że słodzone napoje nie są zdrowe, ale dlaczego miałoby się je zastępować wodą z kranu, a nie wodą butelkowaną. W Ministerstwie Zdrowia jakoś nikt nie pokusił się na logiczne myślenie, że wody butelkowane, w których znajdują się wody mineralne, źródlane czy stołowe, również nie zawierają cukru, nie mogą więc stwarzać zagrożenia dostarczania zbędnych kalorii, prowadzących do nadwagi czy otyłości. Zawierają natomiast składniki mineralne służące zdrowiu i to w większej ilości niż wody kranowe. To samo Ministerstwo Zdrowia wydało obowiązujące dwa różne rozporządzenia jakim powinny podlegać wody: jedno dotyczy wód przeznaczonych do spożycia przez ludzi czyli wodociągowych, drugie dotyczy wód mineralnych, źródlanych i stołowych. I nagle Ministerstwo Zdrowia partycypuje w promowaniu wód wodociągowych, tylko w jakim celu i komu ma to służyć. Wygląda na to, że jest to akcja dla akcji, aby pokazać, że Ministerstwo Zdrowia angażuje się w zdrowie dzieci i bardzo o nie dba. Te nieprzemyślane akcje stały się „wodą na młyn” dla producentów wód wodociągowych. Temat podchwycono bardzo szybko i zaczął mieć on zasięg ogólnopolski. Poszczególne zakłady wodociągowe zaczęły prześcigać się w promowaniu swoich wód z kranu, z czego wynikałoby, że wszystkie są najlepsze. Powołują się na badania Sanepidu, że wody wodociągowe są dobrej jakości. Dla zachęcenia konsumentów do picia wody wodociągowej prosto z kranu i wskazywania jej walorów organizowano różne imprezy, akcje degustacyjne i wszystko co może do tego przekonać. Opisy wód wodociągowych zawierały dane ilościowe i jakościowe zawartych w nich składników mineralnych pokazując walory porównywalne z wodami mineralnymi, źródlanymi i stołowymi. Nawet pokuszono się o stwierdzenie że są korzystne dla zdrowia a nawet lepsze niż niejedne wody butelkowane. Dla lepszego udokumentowania wartości wód z kranu znalazły się nieuzasadnione negatywne opisy wód butelkowanych i informacje co zawierają, że opakowania stwarzają zagrożenie dla środowiska, a przede wszystkim to, że są droższe od wód z kranu, co przedstawiane jest liczbowo, a to przecież liczby najbardziej przemawiają do konsumenta. Potencjalny konsument nie wie, że te różne rodzaje wód podlegają zupełnie innym przepisom i zarządzeniom ministra zdrowia, bo o tym w informacjach producentów wód wodociągowych jest milczenie. To oczywiste wtedy kampania taka nie miała by sensu. Takie działanie jest pozbawione nie tylko etyki ale i zasad rynkowych, gdzie niezdrowe konkurencje nie powinny w ogóle mieć miejsca. Promowanie własnego produktu kosztem negacji innego w dodatku spełniającego rygorystyczne normy i jakościowo wartościowego, powinno być karalne. Bardzo niekorzystne jest to, że Zakłady Wodociągowe idąc za ciosem kampanii zaczęły wymuszać na dzieciach szkolnych picie wody wodociągowej montując w szkołach tzw. źródełka. Z nich to uczniowie mają korzystać, aby się nawodnić, czyli jest to eliminowanie picia wody butelkowanej, czyli mineralnej, źródlanej czy stołowej. Rozsądni rodzice nie zapomną dziecku do plecaka dodać wodę butelkowaną, bo może ją pić często małymi łykami, a nie tylko na przerwie i szybko, bo czekają następni też spragnieni. Używanie rąk do nabierania wody, jest niehigieniczne, a zastosowanie kubeczków jednorazowych to dodatkowe źródło zaśmiecania środowiska. Jeżeli dziecko nabierze wodę do butelki to i tak jest ona z tego samego materiału co woda w wodach butelkowanych. Logiki w tym nie ma żadnej. Źródełka też mają swoją cenę, bo za darmo same nie powstaną. Temat ten jest jednak omijany . Trudno nie odnieść się producentom wód do takiej działalności. Swoje stanowisko i racje, mają prawo przedstawić, po negatywnych kampaniach skierowanych przeciwko nim. Wypowiadają się zatem publicznie i to jest oczywiste, aby społeczeństwu nakreślić i podkreślić różnicę między wodami mineralnymi a wodociągowymi. Jest to nic innego jak odpowiedź na kampanię „Pijmy wodę z kranu”. Ale to nie producenci wód ją rozpoczęli. Wypowiedzi ekspertów w dziedzinie wód butelkowanych dotyczą walorów tych wód. A że tak jest i wody takie mają swoje walory zdrowotne wystarczy przypomnieć, że są wydobywane w Uzdrowiskach, a więc tam gdzie rozwinięte jest lecznictwo uzdrowiskowe. Tytułem informacji- pierwsze uzdrowisko w Polsce powstało w XIII wieku. Leczono właśnie wodami mineralnymi stosując w kuracjach pitnych, kąpielach itp. Tak jest do dziś. Walory zdrowotne wód mineralnych są niezaprzeczalne i dobrze, że wody takie są butelkowane, bo konsument ma szansę na zakupienie ich i stosowanie bez konieczności wyjazdu do sanatorium. Po co zatem negować coś, co służy zdrowiu i namawiać, wręcz przymuszać do szerokiej konsumpcji tego co walorów zdrowotnych nie ma. Wody wodociągowe czerpane są z zupełnie innych struktur gruntowych, dlatego aby były przydatne do konsumpcji muszą być uzdatniane. Metody uzdatniania są oparte na stosowaniu środków chemicznych, które dla organizmu nie są obojętne. Mimo stosowania coraz bardziej wyspecjalizowanych technik uzdatniania wody wodociągowe nigdy nie będą miały walorów wód mineralnych. Dodatkowym aspektem negatywnym dla wód wodociągowych jest to, że w stacjach uzdatniania wody spełniają obowiązujące normy, ale konsument nie pobiera wody z bezpośredniego podłączenia w stacji uzdatniania. Płynie ona rurami, które na przeważającym obszarze kraju są zniszczone a to już jest przyczyna dla której woda u konsumenta będzie miała inne parametry, niejednokrotnie nieakceptowalne pod względem chemicznym i biologicznym. Należy również zaznaczyć, że wody wodociągowe powstają po chemicznych uzdatnianiach ze ścieków. To co znajduje się w nich każdy dorosły wie. Na uwagę zasługuje fakt, że do ścieków trafiają również farmaceutyki i ich metabolity, których wyeliminowanie nawet najlepszymi metodami uzdatniania jest niemożliwe. To nie są mrzonki, lecz fakty a co najgorsze ministerstwo zdrowia chyba jest tego świadome niemniej jednak wraz z resortem edukacji zgadza się na montowanie źródełek wody wodociągowej w szkołach dla dopajania taką wodą uczniów. To czysty paradoks. To gdzie tu dbanie o zdrowie? Temat jest trudny do opanowania, uwzględniając fakt, że resorty związane jakby się wydawało z nazwy ze zdrowiem musiałyby zmienić tok myślenia na prozdrowotny. Można mieć nadzieję, że logika i rozsądek zwyciężą. |